Siedzę właśnie w absolutnie pustym, nie licząc mnie, domu. Jest cicho. Nie słyszę tego, co dzieje się za oknem, bo wszystkie są pozamykane. Nie chcę, by komary dostały się do środka i przeszkadzały w śnie.
Sen... No właśnie. Od paru dni cierpię na raczej paskudny wariant bezsenności. Nie mogę zasnąć w nocy, a w dzień czuję się jakby znieczulony, bez władzy absolutnej nad moim ciałem.
Ostatnio czytałem Szekspira. Mam mały zbiór cytatów dotyczących miłości. Wiem, że to oklepane i wręcz żałosne, ale mnie tam się to podoba.
Siedzę w ciemności i trzymam się za skulone nogi. Jest cicho, cały czas, bez zmian. Oczy mnie bolą od wpatrywania się w wyświetlacz komórki.
Pierwsza dwanaście.
Pierwsza czterdzieści osiem.
Druga zero dwa. Mimowolnie się uśmiecham
Trzecia zero dwa. Głowa mnie boli.
Czwarta trzydzieści dziewięć. To oznacza, że pewnie trochę przysnąłem.
Piąta zero jeden. Nieśmiało rozjaśnia się niebo.
Piąta czterdzieści.
Jeszcze jakiś nieokreślony czas mija, po czym w końcu zasypiam.
Nie mam moich "pigułek szczęścia", tych na uspokojenie i dobry sen. Noszę się z zamiarem kupienia najmocniejszych prochów bez recepty.
_________________________________________
♫ My Brightest Diamond - Something Of An End
Początek lipca u mnie wyglądał identycznie.
OdpowiedzUsuń