Była godzina bardzo wczesna. Po czwartej nad ranem. Stanąłem na ulicy, po której oprócz chłodnego powiewu niosącego zapach wilgoci poruszały się nieczęsto pojedyncze samochody,a po chodnikach snuli się zmęczeni przechodnie. Wziąłem głęboki oddech, dziwiąc się, że Warszawa może być taka rześka z rana, taka dziewicza, jeśli chodzi o brak zapachu spalin i taka wyludniona, gdy czujesz, że potrzebujesz osamotnienia.
Przechodząc przez kolejne skrzyżowania czułem, że narasta we mnie ciekawość tego świata. Tego miejsca, które wydaje się tak niewinne w godzinach jutrzenki, które nabiera rozpędu i nie zatrzymuje się aż do późnej nocy. Ciekawiło mnie to, dlaczego kobieta, która przechodziła obok patrzyła nieobecnym wzrokiem. Dlaczego w grupce imprezowiczów szli, z opuszczonymi głowami, dziewczyna z chłopakiem - jedyna widoczna cecha wspólna, pomimo, iż przeczuwałem, że coś jeszcze ich łączyło. Dlaczego inna mijana para całowała się, jakby jutro świat miałby się skończyć, tak zachłannie dając i biorąc przyjemność w miejscu publicznym.
Poprawiłem kapelusz, przymknąłem oczy i starałem się wczuć w to miasto. Miasto pełne drobnych tajemnic, słodkich niespodzianek i przykrych rozczarowań. W chwilę później odwróciłem się i spojrzałem po dachach odległych budynków. Intensywna barwa pomarańczy rozlewała się coraz bardziej, jednocześnie tracąc swe początkowe nasycenie barwy.
Jest prawie szósta, a ja siedzę na wpół nagi, pisząc tę notkę. Jakaś odmiana od intensywnego życia, które do tej pory mnie pochłaniało. Jakiś element normalności o tej nienormalnej porze.
_________________________________________
♫ Rafael Anton Irisarri - Lit A Dawn
Ostatnio popularnymi wpisami są...
2012-07-28
2012-07-17
Nie to samo?
Ostatnio, kiedy byłem w Warszawie, musiałem trochę poczekać na autobus powrotny, wybrałem się więc na wieczorny spacer. Pewnym krokiem przedzierałem się przez Aleje Jerozolimskie w stronę Rotundy. Mijałem różnych ludzi, ubranych w łachmany i garnitury za minimum dwa tysiące złotych, zakochanych i samotnych, pijanych i przeraźliwie trzeźwych. Ostatnio ta różnorodność jest szczególnie widoczna, choć może już wcześniej tak było i tylko ja zbyt rzadko wychodziłem do ludzi.
W pewnym momencie stanąłem, gdyż przyszedł mi do głowy pomysł. Głupi, szczeniacki wręcz, ale... chciałem odwiedzić pewne podziemne przejście, przez które często się przebijałem, wracając do domu lub jadąc do pracy. Korytarze do peronu, na którym ludzie wsiadali do i wysiadali z wukadek.
Dotarłem tam i coś mi się nie zgadzało. Kolor ścian był inny, niż ten, który zapadł mi w pamięci. Taki... szpitalny? Sam nie wiem. Pod jedną ze ścian siedziała skulona postać. Pod nią leżała wypchana czymś duża torba - taka, jakie dawniej brało się na Stadion Dziesięciolecia. Twarzy opartej na płasko na przedramionach nie dało się zobaczyć. Sam nie wiem czemu, ale stanąłem mniej więcej na wyciągnięcie ręki od tej kobiety i odchrząknąłem. Żadnej reakcji, oprócz wydzielania przykrego zapachu - niemniej to akurat była bierna czynność.
Chwilę później byłem już na peronie, gdzie stała gotowa do podróży kolejka. Siedziały ze trzy osoby, wszystkie z nich były dziewczynami, może trochę młodszymi ode mnie. Dosyć przeciętne. Stwierdziłem więc, że nie ma sensu dłużej tam stać. Spojrzałem na zegar w momencie, w którym czerwone cyfry minut zmieniły się z 37 na 38. Tego zegara też nie pamiętałem.
W drodze powrotnej dałem temu miejscu jeszcze jedną, ostatnią szansę. Skierowałem się do przejścia między peronami i... były odnowione. Mimo ciepła dnia, zawiało chłodem. Dosłownie. Nikły zapach farb mieszał się z typową stęchlizną poczekalni kolejowych. W tym momencie spojrzałem na napis obwieszczający, gdzie znajduje się który peron. Zmieniły się. Nie było już białych, brudnawych tablic, tylko niebieskie plakietki ze zgrabnym białym fontem.
Nic tu po mnie.
_________________________________________
♫ [dźwięki stacji kolejowej i ruchu ulicznego]
W pewnym momencie stanąłem, gdyż przyszedł mi do głowy pomysł. Głupi, szczeniacki wręcz, ale... chciałem odwiedzić pewne podziemne przejście, przez które często się przebijałem, wracając do domu lub jadąc do pracy. Korytarze do peronu, na którym ludzie wsiadali do i wysiadali z wukadek.
Dotarłem tam i coś mi się nie zgadzało. Kolor ścian był inny, niż ten, który zapadł mi w pamięci. Taki... szpitalny? Sam nie wiem. Pod jedną ze ścian siedziała skulona postać. Pod nią leżała wypchana czymś duża torba - taka, jakie dawniej brało się na Stadion Dziesięciolecia. Twarzy opartej na płasko na przedramionach nie dało się zobaczyć. Sam nie wiem czemu, ale stanąłem mniej więcej na wyciągnięcie ręki od tej kobiety i odchrząknąłem. Żadnej reakcji, oprócz wydzielania przykrego zapachu - niemniej to akurat była bierna czynność.
Chwilę później byłem już na peronie, gdzie stała gotowa do podróży kolejka. Siedziały ze trzy osoby, wszystkie z nich były dziewczynami, może trochę młodszymi ode mnie. Dosyć przeciętne. Stwierdziłem więc, że nie ma sensu dłużej tam stać. Spojrzałem na zegar w momencie, w którym czerwone cyfry minut zmieniły się z 37 na 38. Tego zegara też nie pamiętałem.
W drodze powrotnej dałem temu miejscu jeszcze jedną, ostatnią szansę. Skierowałem się do przejścia między peronami i... były odnowione. Mimo ciepła dnia, zawiało chłodem. Dosłownie. Nikły zapach farb mieszał się z typową stęchlizną poczekalni kolejowych. W tym momencie spojrzałem na napis obwieszczający, gdzie znajduje się który peron. Zmieniły się. Nie było już białych, brudnawych tablic, tylko niebieskie plakietki ze zgrabnym białym fontem.
Nic tu po mnie.
_________________________________________
♫ [dźwięki stacji kolejowej i ruchu ulicznego]
Subskrybuj:
Posty (Atom)