Ostatnio popularnymi wpisami są...

2012-07-28

Rozpalając świt?

Była godzina bardzo wczesna. Po czwartej nad ranem. Stanąłem na ulicy, po której oprócz chłodnego powiewu niosącego zapach wilgoci poruszały się nieczęsto pojedyncze samochody,a po chodnikach snuli się zmęczeni przechodnie. Wziąłem głęboki oddech, dziwiąc się, że Warszawa może być taka rześka z rana, taka dziewicza, jeśli chodzi o brak zapachu spalin i taka wyludniona, gdy czujesz, że potrzebujesz osamotnienia.
Przechodząc przez kolejne skrzyżowania czułem, że narasta we mnie ciekawość tego świata. Tego miejsca, które wydaje się tak niewinne w godzinach jutrzenki, które nabiera rozpędu i nie zatrzymuje się aż do późnej nocy. Ciekawiło mnie to, dlaczego kobieta, która przechodziła obok patrzyła nieobecnym wzrokiem. Dlaczego w grupce imprezowiczów szli, z opuszczonymi głowami, dziewczyna z chłopakiem - jedyna widoczna cecha wspólna, pomimo, iż przeczuwałem, że coś jeszcze ich łączyło. Dlaczego inna mijana para całowała się, jakby jutro świat miałby się skończyć, tak zachłannie dając i biorąc przyjemność w miejscu publicznym.
Poprawiłem kapelusz, przymknąłem oczy i starałem się wczuć w to miasto. Miasto pełne drobnych tajemnic, słodkich niespodzianek i przykrych rozczarowań. W chwilę później odwróciłem się i spojrzałem po dachach odległych budynków. Intensywna barwa pomarańczy rozlewała się coraz bardziej, jednocześnie tracąc swe początkowe nasycenie barwy.
Jest prawie szósta, a ja siedzę na wpół nagi, pisząc tę notkę. Jakaś odmiana od intensywnego życia, które do tej pory mnie pochłaniało. Jakiś element normalności o tej nienormalnej porze.
_________________________________________
♫ Rafael Anton Irisarri - Lit A Dawn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz